JAK ZWALCZYĆ CHĘĆ NA SŁODKIE? CZY TO UZALEŻNIENIE?** 

Od jakiegoś czasu internety często krzyczą, że cukier/słodycze uzależniają jak narkotyki.
Grupy FB i inne fora internetowe są pełne zapytań o radę, jak sobie radzić z tym „uzależnieniem”…

Czy jest się czego bać? 
No bo wiecie, głupia sprawa – taką np. heroiną to się swojego potomstwa, wnuków czy gości na obiedzie świątecznym raczej nie częstuje, ale ciasta, czekolady, batoniki, żelki, wafelki, torty urodzinowe – to raczej chleb powszedni…


Groźne, czy niegroźne
Byłabym raczej bardzo ostrożna w używaniu stwierdzenia o „uzależnieniu od słodyczy” czy cukru w sensie porównywalnym z uzależnieniem od używek (substancji). Te ostatnie potrafią po prostu kompletnie zniszczyć życie i osoby uzależnionej i jej bliskich, a niejednokrotnie skończyć się wręcz tragicznie. 
Nawet gdyby stwierdzić, że chodzi konkretnie o cukier, to tutaj nadal coś się jednak nie zgadza. Otóż absolutnie najtańszym i najprostszym sposobem, aby popłynąć w tym cukrowym nałogu (gdyby on faktycznie istniał) byłoby pójście do Biedronki czy innego Auchan i kupienie sobie całej zgrzewki cukru (czyli 10 opakowań, czyli 10 kilo). I żremy to łyżkami. I załatwione. 

Tylko, że nikt tak nie robi, prawda?
Bo jeśli mamy chcicę na słodkie – to nie na cukier z cukierniczki, tylko zwykle na konkretną, naszą ulubioną słodycz (czy grupę słodyczy). Na przykład Ptasie Mleczko. Albo Pawełek z nadzieniem toffi. Albo jakieś ciacha, mogą być Hity lub coś podobnego. Albo serniczek a w ostateczności ptysie z kremem. I tak dalej. 


Ja np. najbardziej lubię czekoladę mleczną z nadzieniem owocowym – najchętniej malina lub czarna porzeczka. Tzn. jeśli ktoś mi np. wręczy białą, czy z orzechami – to za okno raczej nie wyrzucę, no ale ta nadziewana to jednak mój faworyt. Za to wafli ogólnie nie lubię i nie jadam. Nie kupuję tej mojej ulubionej czekolady często, ponieważ nie wspiera moich celów zdrowotnych i sylwetkowych (to jest tzw. samodyscyplina;). Smakuje mi do tego stopnia, że być może po prostu zjadłabym całą tabliczkę. 

Czyli jeśli wiem, że mogłabym mieć problem z pohamowaniem się, to oznacza, że jestem uzależniona? Od czego? Od cukru w tejże czekoladzie? Od tłuszczu palmowego? Od miazgi kakaowej? Od emulgatorów, lecytyny? Od jednego z pozostałych składników? Czy też od niebiańskiego smaku tejże „czekolady mlecznej z nadzieniem”? 
… Czy może od samej czynności – rozpakowywanie i jedzenie, smakowanie i trawienie czekolady?
Kluczem do sukcesu może być, częściowo, pogodzenie się z tym, że mamy kubki smakowe. Ewolucja naszych kubków smakowych skłoniła nas do preferowania smaków, które w przeszłości dla naszych przodków sygnalizowały źródła energii i odżywczych składników, takich jak np. dzikie owoce. Czyli – słodki smak jest dla nas atrakcyjny, ponieważ jest instynktownie kojarzony z pożywieniem bogatym w energię – co było kluczowe dla przetrwania. 

Nasze kubki smakowe potrafią odróżniać kilka podstawowych smaków:
– Słodki 
– Kwaśny 
– Gorzki 
– Słony 
– Umami (smak „mięsny” lub „bulionowy”) 
To naturalne, że słodki smak jest dla większości z nas najbardziej przyjemny, a próby „przekonywania się” do innych smaków, choć możliwe, nie zmienią tego podstawowego instynktu.
Zamiast tego, warto szukać równowagi i umiaru w konsumpcji słodyczy, jednocześnie rozumiejąc i akceptując naszą biologiczną tendencję do preferowania smaku słodkiego. 

Słodki smak poznajemy, dosłownie, z mlekiem matki (czy też mlekiem modyfikowanym). Potem w ramach rozszerzania diety niemowląt wjeżdżają zwykle, między innymi, musy owocowe – znowu słodkie. Następnie całe owoce – znowu słodkie. 

Potem pierwsze słodycze, i tu często następuje TOTALNA DYWERSJA ze strony dorosłych opiekunów wobec dziecka, bo słodycze są często używane w systemie kar i nagród, dla świętego spokoju, i tak dalej. Kto za małolata nie miał w domu słynnej kuchennej szafki czy szuflady wypełnionej słodyczami – niech pierwszy rzuci paczką Delicji …
Potem sobie dorastamy, i wreszcie możemy samodzielnie decydować. Tyle że odkąd uzyskaliśmy nieograniczony wręcz dostęp do różnego jedzenia, to naturalną chęć na słodki smak zaspokajamy zwykle właśnie słodyczami przemysłowymi – niestety… Bo tak najłatwiej i w pewnym sensie najsmaczniej. 
Ciągła, totalna chcica na słodycze to faktycznie problem, to coś więcej niż tylko „ochota”, ale nadal nie porównywałabym tego z dramatem osób uzależnionych od używek.
Fatalne nawyki związane z bezrefleksyjną konsumpcją słodyczy „bo nam się chce” po prostu weszły za mocno. Postępując nierozsądnie i nie myśląc o konsekwencjach (bo tak łatwiej i przyjemniej), wyrabiamy sobie preferencje do konkretnych produktów, które najlepiej nam pasują, aby chęć na słodkie natychmiast zaspokoić. Przyzwyczajamy organizm do najłatwiejszych rozwiązań po najmniejszej linii oporu (chce mi się słodkiego = kupuję Snickersa bo on mi smakuje) i takiej taniej dopaminy. Trzeba więc go zacząć odzwyczajać. 

Taka mentalność może prowadzić do rezygnacji z prób ograniczenia cukru, bo przecież „jestem uzależniony (=chory), nie dam sobie rady”. Co oni mi tu będą gadać o jakiejś silnej woli czy dyscyplinie, ja jestem uzależniona przecież!!! 

I to nas odciąga od spróbowania prostych, skutecznych strategii radzenia sobie z pokusami. To jest mentalna pułapka, która nie tylko utrudnia zmiany w diecie, ale też może negatywnie wpływać na naszą samoocenę i poczucie własnej sprawczości i kontroli. Takie podejście skupia się na rzekomej bezsilności wobec słodyczy, zamiast na budowaniu zdrowych nawyków żywieniowych i czerpaniu z tego SATYSFAKCJI. 
Otóż trzeba sobie zrobić przegrupowanie w okopach, i w swojej głowie. 

Niżej kilka praktycznych porad, jak ograniczyć spożycie cukru spożywczego (w celach zdrowotnych) i słodyczy przemysłowych (w celach behawioralnych
), bez wmawiania sobie choroby:
Będzie to wymagało sporo uważności i dyscypliny – ale właśnie tak zmienia się nawyki. 

Pamiętaj, że współcześnie – choć nie musimy już szukać słodkich owoców w dziczy żeby przeżyć – nasza biologia nadal skłania większość ludzi ku słodkościom. To stawia pod wielkim znakiem zapytania próby przekonywania się, że „słodkie nam nie smakuje”. 

Zrozumienie tej naturalnej tendencji może być kluczem do zdrowszego podejścia do diety, w której nie chodzi o totalną eliminację, ale o HARMONIĘ I UMIAR. 

Dla całkowitej jasności – ten wpis NIE DOTYCZY skrajnych zachowań żywieniowych (kompulsywne objadanie, bulimia, anoreksja), które są zupełnie oddzielną kwestią i wcale nie dotyczą jedynie słodyczy, a wręcz mogą ich w ogóle nie obejmować. Takie zaburzenia są rzeczywiście poważnymi problemami zdrowotnymi i mogą wymagać długotrwałej terapii i leczenia. 

PS. Szukasz inspiracji na szybkie, proste i pełne smaku zdrowe posiłki, w tym na słodko? Sprawdź Czystą Michę
www.joannaskye.pl/czysta-micha
Więcej o odżywianiu i radzeniu sobie z redukcją dowiesz się tutaj
https://joannaskye.pl/cala-prawda/